Kilka dni temu na szkolnym korytarzu zagadnęłam dwie sympatyczne Uczennice klasy pierwszej. Po wstępnej wymianie uprzejmości okazało się, że Dziewczyny właśnie skończyły pisać rozprawkę o tym, co ważniejsze: dobro ogółu, czy dobro jednostki. Nie byłabym sobą, gdybym nie zaczęła “dociekać”, domagając się wyrażenia ich własnej opinii na ten temat. Odpowiedź była natychmiastowa: zgodnym chórem wykrzyknęły, że oczywiście dobro ogółu jest ważniejsze!
Uwielbiam “wkładać kij w mrowisko”, więc kolejne pytanie (charakterystyczne raczej dla czterolatków, niż czterdziestolatków) samo wyskoczyło mi z ust: “A dlaczego?” – uśmiechnęłam się podstępnie. “Proszę pani! Dla mnie dobro ogółu jest ważniejsze, bo nie chcę być egoistką!” – prawie wykrzyknęła Martyna. “Ja mam tak samo” – przyznała się Kasia.
Trudno odmówić słuszności tej deklaracji altruizmu. Jednak…
…czym jest “ogół”, jeżeli nie zbiorem jednostek? Jeżeli każda z nich będzie nieszczęśliwa poświęcając się dla “wspólnego dobra”, to jakim cudem “ogół” ma być szczęśliwy?
…skoro największy Autorytet chrześcijańskiego świata mówi “Kochaj bliźniego, jak siebie samego”, to każdy, kto niespecjalnie dba o siebie będzie w ten sam sposób “kochał” innych. Jaki pożytek z takiej “miłości”?
Te pytania zadałam moim Rozmówczyniom (uprzednio ostrzegając, że zaraz im “zamotam”). Wydawały się zmieszane i zaskoczone. Zostawiłam je z tym zmieszaniem, po cichu licząc na to, że sprowokuję w ten sposób wzmożony proces myślowy (a o to mi przecież chodzi! – wszak “w cywilu” jestem nauczycielką 😀 ). Przy najbliższej okazji “pomęczę” je jeszcze na ten temat. Dziewczyny są inteligentne – ciekawe, do jakich wniosków doszły…?
_______