Koniec ferii. Niejedno z nas najchętniej przedłużyłoby sobie “labę” choćby jeszcze o tydzień. Buntujemy się, chcemy “zamieniać miejscami” czas pracy z czasem odpoczynku. Tak było, jest i… chyba zawsze będzie.
Przy okazji – dla tych z Was, którzy uważają pomysł “dziesięć miesięcy wakacji, dwa miesiące nauki” za autorski, mam przykrą wiadomość: niczego nowego nie wymyśliliście. Moje (czyli również Waszych Rodziców) pokolenie też tak chciało, pokolenie moich Rodziców (czyli Waszych Dziadków) także… choć, być może, nie mówili o tym głośno 😉
Każdy woli przyjemność od wysiłku, spanie do godziny … (proszę wstawić odpowiednią liczbę) zamiast zrywania się bladym świtem i tańczenia “kujawiaka” na oblodzonych chodnikach w drodze do miejsca, gdzie ciągle ktoś czegoś od Was wymaga. To oczywiste.
W tej sytuacji proponuję strategię, która mnie (śpiochowi, leniowi i obibokowi z patentem) zwykle pomaga: należy uświadomić sobie, po co to wszystko. Proste? Niekoniecznie, ale do zrobienia. Działa? W moim przypadku do tego stopnia, że jestem nawet w stanie cieszyć się zapachem porannej kawy, pitej w okolicach 6.00, zamiast burczeć pod nosem: “***” (no, po prostu burczeć).
Jak zatem znaleźć (a właściwie uświadomić sobie) motywację do porannego wstawania i podejmowania wyzwań, które każdy z Was zna (więc nie będę ich tu wyszczególniać)? W moim przypadku rzecz jest niezbyt trudna: wykonuję pracę, którą bardzo lubię. “Kręci mnie”, kiedy ktoś nagle “załapie” rzecz, której wcześniej “nie ogarniał”. Błysk zrozumienia w oczach ucznia – bezcenne 🙂
W tym miejscu chcę obalić kolejny mit: to NIEPRAWDA, że lubimy stawiać jedynki. Lubimy stawiać szóstki. I piątki. Czwórki – w niekórych przypadkach – też. Nie cierpimy stawiać jedynek. Byłoby miło, gdyby nasi uczniowie umożliwili nam stawianie ocen, które lubimy 🙂
Acha, jeszcze jedno – wielokrotnie słyszałam, że nauczycielom, to dobrze, bo nam płacą za chodzenie do szkoły, a uczniom nie. “Geniusz”, który to wymyślił, nie wpadł na to, że każdy nauczyciel skończył szkołę (podstawową, gimnazjum i średnią, choć niektórzy z nas mają braki w wykształceniu – nie chodzili do gimnazjum) i studia. Wtedy też nam nie płacono, a – niejednokrotnie (w przypadku studiów zaocznych) to my płaciliśmy. Dlatego tym, których “bolą” finanse proponuję: skończcie studia i zapraszamy do naszego grona: wtedy dostaniecie “kasę” za chodzenie do szkoły! 😀
Wracając do motywacji uczniowskiej: pół biedy, jeżeli wiemy, po co naprawdę się uczymy, mamy cele związane z edukacją. Wtedy koniec ferii nie boli aż tak bardzo. Gorzej, jeżeli szkoła zostala nam narzucona przez czynniki zewnętrzne (w roli czynników najczęściej występują Rodzice 😉 ), przy jednoczesnej “altrnatywie” w stylu “a kuzyniak, to nie skończył żadnej szkoły, jeździ TIRem / ma swój interes / siedzi na bezrobociu i dostaje kasę od państwa i dobrze sobie żyje”. OK. Tak też można.
Po co zatem szkoła? Każdy ma pewnie inną teorię. Moja jest następująca: ponieważ mam kręćka na punkcie niezależności (i tego żeby nikt nie mógł “wcisnąć mi kitu”), lubię wiedzieć, dlaczego jest tak, jak jest. Szkoła dała mi zestaw konkretnych narzędzi, które wykorzystuję w życiu. Po pierwsze – zawód, który uwielbiam. A ponadto…
…wprawdzie nie pamiętam, jak się liczy wielomiany, ale umiem dokonać niezbędnych w codziennym życiu rachunków. Nie jestem w stanie wymienić wszystkich dzieł Słowackiego, ale umiem “czytać między wierszami” i interpretować wypowiedzi wszelkiego rodzaju (nawet – o zgrozo! – poezję). Niekoniecznie potrafię stworzyć pętlę “if-then”, ale – korzystając z aplikacji Excel – prowadzę firmową “buchalterię” bez większego wysiłku. Nie umiem już liczyć zadań z fizyki ale potrafię złożyć sobie “puzzle” zakupione w markecie budowlanym tak, by powstało działające oświetlenie w kuchni (i nie spowodować awarii prądu w budynku!), nie pamiętam, jak rozmnażają się okrytozalążkowe, ale wiem, dlaczego mój syn ma taki, a nie inny kolor oczu. Nie pamiętam wszystkiego, ale umiem “przesiewać” zdobyte informacje w sposób krytyczny, korzystając z własnej wiedzy świecie oraz najpotężniejszego ze zdobytych w szkole narzędzi: logicznego myślenia.
Tego właśnie życzę Wam u progu kolejnych tygodni “szkolnego kieratu”: żebyście umieli odnaleźć związek między życiem a szkołą, potrafili wykorzystać przyswajaną wiedzę w życiu. Żebyście umieli w sposób sensowny i merytoryczny bronić własnych poglądów (w odróżnieniu od spotkanego ostatnio przeze mnie “partioty”, który np. pojęcia nie miał, kim był generał Anders 😉 ). I – co najważniejsze: żeby to, czego się uczycie, niejednokrotnie kosztem sporego wysiłku, przynosiło Wam radość. Wtedy będzie Wam się “chciało chcieć”!